środa, 13 sierpnia 2014

Potęga przyzwyczajenia: zmień swoje włosy w 28 dni!



#1 Z notatnika włosomaniaczki


W blogosferze tzw. włosomaniaczek roi się od happy endów i historii, o tym jak świadoma pielęgnacja czupryny doprowadziła do rewolucji na głowie oraz W głowie jej posiadaczki. Włosomaniackie oświecenie niechybnie prowadzi do celu - idealna fryzura budzi zachwyt -  koniecznie cechuje ją zdefiniowany i podkreślony skręt, opadająca na ramiona tafla albo  otulająca twarz burza loków. Choć często porównania przed i po budzą zachwyt, zawsze zastanawiałam się, na ile pielęgnacja włosów to świadoma praca, a na ile po prostu wykształcony całkiem automatyczny nawyk. Czy kieruje nami tylko przyzwyczajenie?

Siła przyzwyczajenia

Każdej z nas znana jest teoria o tym, że potrzeba około 28 dni na wykształcenie nowego nawyku. Przekazy ustne dopasowują tę liczbę do poczucia humoru mówiącego – czasami jest to tyle dni ile przykazań, czasami wiek osiągnięcia pełnoletniości czy utraty dziewictwa. Zasadniczo nie chodzi tutaj o jakąś konkretną cyfrę czy o znajdowanie naukowego dowodu, co raczej o stwierdzenie faktu - nawyki można kształtować.

To szeroko rozpowszechnione przekonanie zawdzięczamy najprawdopodobniej badaniom chirurga plastycznego Maxwella Maltza. W latach 60ych opublikował on swoją bestsellerową książkę o psychocybernetyce, w której dowodzi, że 21 dni to dokładnie tyle czasu, ile potrzeba osobie po amputacji kończyny na przyzwyczajenie się do jej braku. Analogie do codziennych rutyn zawojowały świat wydawców poradników psychologicznych, a książki motywujące do zmiany nawyków zdominowały księgarniane półki (Słynne 7 nawyków skutecznego działania to tylko wierzchołek góry lodowej).


28 dni dla pięknych włosów

Osobiście dbam o swoje włosy "metodami włosomaniaczek” stosunkowo krótko. Niejednokrotnie też łamię „włosowe przykazania”, a później pluję sobie w brodę i z niechęcią przyznaję się do jednego z "włosomaniackich grzechów", z których najpoważniejszy grzech to próżność . Niemniej  parę ciekawych trendów mogłam już zaobserwować. Przede wszystkim zmiana nawyków pielęgnacyjnych trwa bardzo długo. Tak pożądane długie włosy nie urosną ani w tydzień, ani dwa, ani tym bardziej nie w miesiąc! Toteż dopiero włosomaniaczki z wieloletnim stażem zyskują dzięki swej bujnej fryzurze szacunek otoczenia i blogosfery . 

Zmiana nawyków i rutyny pielęgnacyjnej to dopiero początek! Zwłaszcza początkujące adeptki sztuki wpatrują się w zdjęcia bardziej doświadczonych koleżanek z nieśmiałą i głęboko skrywaną nadzieją, że jeśli zakupią ten czy inny olej/odżywkę/kozieradkę/serum do zabezpieczania końcówek (niepotrzebne skreślić) ich włosy ulegną magicznej transformacji, a przechodnie na ulicy nagle zaczną rzucać kwiaty do jej stóp w akcie podziwu i admiracji. A może nawet któregoś dnia ich historia zostanie opublikowana przez jakąś uznaną blogerkę w kategorii Moja włosowa historia.

Zła wiadomość jest taka, że prawdopodobnie nie stanie się to szybko, jeśli w ogóle. Okazuje się, że zmiana przyzwyczajeń to nie taka prosta sprawa. Jednak jest też dobra wiadomość: pierwsze dni i miesiące wytrwałości zdecydowanie wystarczą na wykształcenie nowych nawyków! Trudno powiedzieć jak długo to potrwa. Brytyjska psycholożka Phillippa Lally w swoich badaniach dowodzi, że osoby pragnące wykształcić u siebie takie rutyny jak codzienne jedzenie owoców lub regularny jogging musiały zmagać się ze swoją silną wolą aż przez 66 dni, aby pożądane zachowanie stało się odruchowe i automatyczne. Niektórym oczywiście zajmowało to mniej – około 18 dni, u innych trwało to nawet 245. Nie dziwi również, że niektóre przyzwyczajenia są dużo łatwiejsze do wykształcenia niż inne. Łatwiej jest zacząć jeść kilka jabłek dziennie (polski rząd na pewno popiera kształcenie tego typu nawyków ;), niż zacząć spędzać 5 godzin w tygodniu na nauce mandaryńskiego.




Akcja włosomaniaczka!

Myślenie stereotypem 28 dni bardzo ułatwia sprawę. Z jednej strony to wystarczająco długo, by trzeba było sięgnąć do zasobów silnej woli i się zwyczajnie postarać (później jakoś to będzie), z drugiej – nie jest to przecież niewykonalne. Dowodzą tego włosowe akcje typu grupowe picie drożdży, masowanie skalpu albo nakładanie oleju na włosy. Aż trudno uwierzyć ile osób nie tylko bierze w nich udział, ale z zapałek wykonuje regularnie te wszystkie dziwne włosowe rytuały! Czytelniczki blogów dotyczących włosów kryją w sobie niezmierzone pokłady determinacji. Zastanawia mnie tylko –dlaczego? I gdzie się podziewają wszystkie te, które jeszcze nie wyrzuciły prostownicy do kosza?


Chcę być znów piękna i młoda!

Uwielbiam robić listy, a listy z postanowieniami należą do moich ulubionych. Co najmniej raz w miesiącu postanawiam, że zacznę coś robić. Rezultaty? Rozmaite. Nagrodę dla przyjaciółki za tydzień bez papierosa przechowuję w szafce od miesięcy. Z regularnym bieganiem też nam jakoś nie wyszło. Ile z was postanawiało nie jeść słodyczy, więcej ćwiczyć, nie spędzać tyle czasu przed komputerem, a potem z przyjemnością zasiadało przed telewizorem z paczka chipsów czy słodkich ciasteczek, oglądając kolejny odcinek serialu? Po serialu na bieganie na ogół jest już za późno, a z tą dietą zawsze można zacząć jutro - to tylko dzisiaj taka sytuacja... Wbrew pozorom nie jest to jednak nic wyjątkowego. Fenomen ten opisywał już Sokrates jako akrazja i sprowadził go do zasadniczego pytania: jeżeli osoba świadomie decyduje się na najlepszy możliwy wariant zachowania, dlaczego  później robi coś innego? 

Nie chcę wywarzać tutaj otwartych drzwi, ale podejmując próbę zmiany nawyku niejednokrotnie ignoruje się fakt, że przyzwyczajenie jest naszą reakcją na potrzeby psychiczne. Jeśli objadamy się lodami każdego wieczora, albo codziennie godziny spędzamy przed lustrem robiąc makijaż lub prostując włosy - to może chcemy zaspokoić swoje potrzeby np. relaksu, komfortu i szczęścia. Wtedy zmiana lodów na brokuły nie wiele pomoże. To tak jakbyśmy chciały poprawić kondycję naszych włosów ( albo naprawiać samochód), za pomocą zmiany koloru na inny. Piernik i wiatrak mają ze sobą więcej wspólnego.



Ogród pełen kwiatów – róż, gardenii i narcyzów
Kobiecą blogosferę łatwo porównać do ogrodu. Przy rabatach wznoszą się kielichy blogerek-włosomaniaczek, rozkwitają blogerki-szafiarki, w cieniu drzew kryją się blogerki-wizażystki, a wśród traw rozchylają swe pąki blogerki-stylistki. Na niektórych rabatach znajdziemy jeszcze feministki, kucharki, świadome mamy itd. itp.. Mój blog też kryje się w tym gąszczu kwiatów, rozkwita powoli na rabacie narcyzów



Lubie czytać blogi osób, które zajmują się zawodowo rzeczami, o których piszą. Fryzjerki, stylistki czy dizajnerki, a nawet polityczki czy dziennikarki opisują rzeczy, które je fascynują. Co motywuje inne do pisania? Pragnienie pokazania się, pochwalenia nowymi kosmetykami, ciekawymi metodami pielęgnacji - w skrócie narcyzm i próżność.  Nic innego nie skłoniłoby nas do poświęcania tyle czasu i pieniędzy na wszystkie te zabiegi pielęgnacyjne, czy wręcz na wyplenianie dawnych przyzwyczajeń w imię posiadania pięknych włosów! 

Wraz z nawykiem świadomej pielęgnacji włosowej zyskujemy też niestety kilka innych, np. nawyk zwiększonej konsumpcji kosmetyków, zakrawający często na zakupoholizm; nawyk przesiadywania na blogach innych włosomaniaczek g o d z i n a m i , w poszukiwaniu nowych cudownych recept na piękne włosy, albo nawet nawet oglądania się za włosami innych dziewczyn na ulicy!

Jak zaspokoić potrzebę bycia podziwianym?

Proponuję zacząć od znalezienia kogoś, kogo znamy, lubimy i dla kogo zawsze będziemy piękne. Bez względu na to czy farbujemy włosy czy właśnie pachniemy rosołem z powodu kozieradki.

Wasza narcystyczna
Alice





Zanim mnie ktokolwiek zlinczuje za ten post - polecę krótki film - kampanię reklamową. Znacie?

(Pan rysownik rysuje kobiety tak jak one siebie widzą, a następnie robi drugi portret zgodnie z tym jak widzą je zupełnie obce osoby. TU link do strony )




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz